sobota, 18 lipca 2015

No to się skończyło


Skończyły się złudzenia. Jeśli kiedykolwiek liczyłam na stworzenie pięknego bloga z dziecięcymi stylizacjami, to właśnie to marzenie poszło się gonić.


 
I to nie tylko dlatego, że moje dzieci mają na sobie czyste rzeczy przez jakieś ledwie 15 minut. Powodem nie jest także to, że obaj mają zamontowane jakieś specjalne czujniki, które każą im zniszczyć każdą droższą rzecz. I też nie dlatego, że nie ma szans na pozowanie (ewentualne sesje zdjęciowe, to kąpiel w fontannie, wyrywanie włosów brata, rzucanie piachem). Otóż Franek postanowił zostać swoim własnym stylistą. Zapędy były widoczne od dawna. Pierwsza kłótnia przy porannej stylizacji wybuchła jak miał około półtora roku. Nie było opcji, żeby założył wybrany przeze mnie zestaw (czy też outfit). W środku lipca, przy 30 stopniach uparł się na grube spodnie z szelkami. Po kilkunastu próbach negocjacji poddaliśmy się - nad jezioro pojechał ubrany zgodnie z własną wizją i sumieniem. Na szczęście szybko mu ta wizja przeszła i bardzo szybko pozbył się grubych gaci.
Teraz nie ma już nawet sensu zaczynać negocjacji. Od kiedy nauczył się samodzielnie rozbierać i ubierać, jesteśmy bez szans. Jedyne co możemy zrobić, to schować wyżej piżamy i stroje karnawałowe (bo to oczywiście ulubione części garderoby, pasujące do każdej okazji). Codziennie zaskakuje mnie odważnymi połączeniami fasonów i kolorów, niespodziewanym wyborem fasonów, manifestem w postaci dwóch różnych skarpetek, itd. A na wszelkie wyjścia nie ma innej opcji, niż ulubiona zielona bluza.

Na szczęście młodszy łobuz jest jeszcze podatny na prośby i sugestie mamusi. Więc go stylizuję: w podarte dżinsy i sweter po starszym bracie ;)












2 komentarze: