Chorujemy. Jedni lżej, inni na jęcząco. Według prostej zasady: im ktoś ma więcej kilogramów, tym więcej wydaje jęków. Jedynie psy są pełne wigoru.
Właśnie zgrałam zdjęcia z ubiegłego tygodnia. Oglądam je, siedząc z ciepłą herbatę pod kocem. Powiedzmy, że siedząc. Siedząc - między łykiem herbaty, a wycieraniem gila, przekonywaniem do połknięcia syropu i i narysowaniem setnego pieska - patrzę na zdjęcia. Zdjęcia z minionego weekendu. Śnieg, słońce, śmiech. Ale najbardziej z tych dni pamiętam, jak bardzo mi się nie chciało. Wychodzić (bo zimno), ubierać dzieci (bo jęczą), chodzić (bo zimno), robić zdjęcia (ciężko, zimno), no w ogóle jedyny sens miała kanapa i kaloryfer. Zbieranie się trwało chyba dłużej niż spacer. No i było zimno, ciężko, palce zamarzały na aparacie. Ale była też dzika radość dzieci, było tropienie śladów (Mamoo, to wiiiiilk!), były śnieżki. No i była też kanapa po spacerze, z ciepłą herbatą i kocem. I chyba jakoś przyjemniej się na niej siedziało.
o matko, te cienkie zarowe tenisowki na snieg?
OdpowiedzUsuń