piątek, 7 sierpnia 2015

Testujemy: BILIBO

 
Miednica za prawie stówę? Taka była moja pierwsza myśl jak zobaczyłam po raz pierwszy bilibo. Popukałam się w czoło. Ale co jakiś czas widziałam pełne entuzjazmu recenzje zachwyconych rodziców, no i w końcu marketing zadziałał.


W czerwcu w naszym domu pojawiła się miednica za stówę - dziadkowie, mając perspektywę sprawienia radości wnukom, nie postępują na szczęście do końca racjonalnie.
 A zwłaszcza gdy myślą o naszym młodszym dziecku, Kajetanie, o którym z czułością mówimy:  Człowiek, który się nie zatrzymuje. Mieliśmy nadzieję, że chociaż trochę pomoże mu spożytkować energię.

 Co miednica miała nam robić:

- pobudzać ciekawość
- stymulować zmysły 
- inspirować dzieci do znajdywania nowych zastosowań Bilibo
- rozwijać zmysł przestrzeni  i koordynację ruchową
- rozwijać zmysł ruchu i równowagi

Czy rzeczywiście to robi? Na pewno punkt 3 się zgadza: muszelka była już huśtawką, krzesłem, skorupą żółwia, schodkiem, środkiem transportu, foremką do piasku, miednicą, mini basenem, itp.  

Równowagę i koordynację ruchową także musi rozwijać - niejednokrotnie się dziwiłam, jakim cudem robiąc takie ewolucje się nie wychrzanili. Oczywiście przez pierwsze piętnaście minut zabawy o mało nie zeszłam na zawał, ale teraz już się przyzwyczaiłam. Inna sprawa, że rzeczywiście kręcenie się w/na/pod miednicą idzie im coraz sprawniej.

Bilibo ma tylko jedną wadę: jest u nas w liczbie pojedynczej, więc było powodem kilku burd i brutalnych walk. Więc poważnie rozważamy zakup kolejnej miednicy ;)






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz