poniedziałek, 14 września 2015

Wyżywamy się...


...artystycznie oczywiście :) 


Moje dzieci od samego początku przejawiają niezwykłe talenty plastyczne. Zaczęło się od niezwyklych kompozycji z marchewki i groszku na talerzach, obok talerzy, na blacie, i w odległości mniej więcej 50 metrów od blatu. 

Następnie przyszedł czas na bardziej zaawansowane techniki - kredki, papier. Ich talent szybko zaczął szukać ujścia dalej - stół, krzesła, ubrania. Przeszliśmy także etap zachwytu techniką bodypainting. Jednak tak ogromny talent non stop poszukuje nowych obszarów do eksploracji. Naturalną drogą jego rozwoju były wszystkie powierzchnie pionowe. Doczekaliśmy się serii kunsztownych fresków na ścianach, próby murala na drzwiach, aż w końcu doszliśmy do momentu, że straty materialne przewyższyły nasz zachwyt nad zdolnościami i niepohamowaną fantazją dzieci. 

Moment, w którym na nowej pięknej tapecie w ich pokoju znalazłam ślady czerwonej kredki był momentem krytycznym. Należało przedsięwziąć kroki, dzięki którym pohamujemy ekspansję malarskich zapędów, jednocześnie nie hamując miłości do prac plastycznych. Rozwiązanie okazało się proste i przyjemne (nawet dla kieszeni) - sztaluga malarska. Mali artyści mają powierzchnię pionową, kilometry papieru. A w razie potrzeby rozszerzania technik mogą skorzystać z tablicy i poszaleć kredą. Po prostu idealnie.











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz