niedziela, 12 kwietnia 2015

Sposób na dwadzieścia minut spokoju, czyli bajki dla dwulatka


Subiektywny przegląd bajek dla najmłodszych. Wiadomo, że bajki nie są najlepszą rzeczą dla naszych dzieci. Że układ nerwowy maluchów nie jest przygotowany na takie bodźce. Że łatwo doprowadzić do uzależnienia i potem zamiast spokoju mamy jęki zmuszające do włączenia kolejnej bajki. I kolejnej. Konsekwencje mogą wystąpić także w późniejszym życiu dziecka: kłopoty z nauką w szkole, otyłość, depresja. Ale zdroworozsądkowe podejście powinno temu zapobiec.



W naszym domu panuje kilka zasad, których staramy się trzymać. Oczywiście, czasami zdarzają nam się odstępstwa, cóż - czasami trzeba poświęcić więcej czasu na dokończenie pilnej pracy. Ale staramy się nie przesadzać.

- staramy się (z różnym skutkiem), żeby bajki odpalane były dopiero wieczorem. Nie mamy telewizora, co ułatwia sprawę;

- szukamy bajek krótkich, takich do 20 minut, ale zaczynaliśmy od krótszych;

- muszą być pozytywne - nie sądzę, żeby dwulatek musiał przerabiać śmierć rodziców bajkowego bohatera. Do tej pory nie mam ochoty oglądać Króla Lwa, Bambiego, czy innej traumatycznej bajki, więc tym bardziej nie funduję takich przeżyć swoim maluchom;

- najpierw sami przeglądamy bajki i decydujemy, czy są ok;

- ważne dla mnie jest też, by nie zawierały żadnych elementów przemocy, nawet słownej. Czytałam o badaniach, których wyniki zaskoczyły. Dzieci podzielono na 3 grupy: pierwsza w ogóle nie oglądała bajek, druga oglądała bajki pełne przemocy, trzecie oglądała tzw. bajki edukacyjne (czyli że mamy jakiś problem, np. przezywanie, dokuczanie, a na końcu następuje rozwiązanie i puenta, że nie wolno przezywać). I o ile wyniki eksperymentu w pierwszych dwóch grupach były do przewidzenia (pierwsza zachowywała się cały czas tak samo, a druga zaczęła się napierdzielać), to zaskoczyły zachowania dzieciaków w ostatniej grupie. Otóż wzrosła u nich przemoc emocjonalna. Zaczęły powielać wszystkie złe zachowania, które zobaczyły w bajkach, kompletnie nie przyswajając puenty. Także wolę nie ryzykować ;)

- bajki staramy oglądać się z młodymi;

- fajnie, jeśli animacja będzie ładna. Ale nie jest to niezbędne;

- no i musi podobać się dzieciom.

Dzięki temu panujemy nad sytuacją (albo mamy takie wrażenie), a dzieci nie tracą tej części dzieciństwa, jaką są bajki. Doskonale pamiętam uczucie radości na dźwięk wieczorynki. Pamiętam wyczekiwanie na piątek (smerfy) i niedzielę (bajki Disneya). Widziałam też radość u Franka, kiedy zobaczył świnkę Peppę na imprezie w galerii handlowej. Ten uśmiech i zachwyt na buzi nie występuję często. Nie chcę odbierać im magii dzieciństwa, na którą składają się ulubieni bohaterowie bajek.

Zgodnie z powyższymi kryteriami w naszym domu pojawiały się kolejno bajki:

Świat małego Ludwika

Od niej zaczęliśmy przygodę z bajkami. Franek miał wtedy prawie dwa lata, Kajtek zaczynał być absorbujący, więc zaczęłam szukać czegoś, co pozwoli chociaż na chwilę zająć uwagę starszego.
Bajka jest bardzo prosta: jednolite tło, spokojna klasyczna muzyka i niewiele przedmiotów jednocześnie na ekranie. Odcinki są tematyczne: dzieci poznają np. pojazdy. Akcja nie należy do najbardziej wartkich: To jest samochód. Gdzie jest samochód? Ooo, tu jest samochód. Do widzenia samochodzie. Uwaga: dzięki muzyce klasycznej w podkładzie działa usypiająco. Odcinki trwają około 10 minut. Idealna dla najmłodszych.

Peppa 

Znają ją wszyscy. Jedna z niewielu bajek, którą jestem w stanie bez większego znudzenia oglądać (oczywiście maksymalnie 3 razy jeden odcinek). Nie wiem co ta różowa świnia ma w sobie, ale Franek na jej punkcie oszalał. Kajtek trochę mniej, ale też ją lubi.


 

Tomek i przyjaciele

Pociągi zawsze są spoko. Można oglądać jako odcinki, dla starszych dzieci są pełnometrażowe filmy. W bajce w sumie wszyscy są pozytywni, prosty morał jest taki, że każdy błąd można naprawić. Minus jest taki, że w Smyku wyeksponowane są zestawy z Tomkiem - za odrobinę plastiku trzeba zapłacić kosmiczne kwoty. A tomkomania jest tak silna, że do odciągania dziecka potrzeba... prawdziwej lokomotywy. :)



 

Mali Einsteini 

Nasze ostatnie odkrycie. Czwórka przyjaciół plus rakieta w każdym odcinku rusza na poważną misję. Przy okazji zwiedzają świat, pomagają i dobrze się bawią. Każdy odcinek luźno związany jest z jednym dziełem sztuki i jednym utworem klasycznym. Najfajniejsze jest to, że bajka jest interaktywna. Oglądające dzieci wciągane są przez bohaterów do zabawy: klepaniem pomagają odpalić rakietę, rozwiązują zagadki, itp.

Na półce są jeszcze pojedyncze odcinki Krecika oraz Bolka i Lolka. Niepokojące natomiast jest to, że gdy odwiedzamy moich rodziców chłopcy zastygają przed włączonym telewizorem, gdy na ekranie widzą Top Gear... 



4 komentarze:

  1. u mojego 3 latka rządzi peppa albo pan robótka :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz chociaz bardzo sie staralam to niestety moj trzylatek uwielbia (dzieki swojemu bratu) gwiezdne wojny. Na szczescie glownie LEGO, ale zapedy na Wojny Klonow tez ma...ehhh..

    OdpowiedzUsuń