piątek, 21 sierpnia 2015

Oddech


48 godzin w ciszy, spokoju, bez jęków, krzyków, bójek o jedzenie/zabawki/honor/cokolwiek. Bez dwóch wiecznie upierdzielonych i ciągnących psów, z których jeden zaczepia mnie właśnie łapą z pazurami, by odciągnąć od klawiatury i wyjść z domu, albo by się kocić, albo wyłudzić coś do żarcia. Nic z tych rzeczy, czyli idealne dwa dni w Kazimierzu. 



Przypuszczam, że moi rodzice którzy nieświadomie zgodzili się zaopiekować przez ten czas całą czwórką mają odrobinę inne wspomnienia z tego czasu, ale cóż. Najwyżej udało nam się wyrwać tylko w dwójkę dwa razy: pierwszy i ostatni.

Wyjazdy tylko z dziećmi też bywają fajne, Pierwszą wyprawę Franka nad morze do dziś wspominamy. Wjechaliśmy na półwysep helski i zatrzymaliśmy się na pierwszym z brzegu parkingu, by wysadzić go z samochodu i pokazać wielką wodę zatoki. Szkoda, że nie sfilmowaliśmy tego, co się wtedy wydarzyło. Mielibyśmy przykład akademickiego osłupienia. Dziecko stało nieruchome jak posąg z rozłożonymi lekko ramionami i obracało tylko oczami, które pytały: kto tyle kurna wody rozlał i dlaczego nie ma o to awantury? I tak z dobre pięć minut, żaden bodziec poza obrazem wody do niego nie docierał...

Kazimierz jest fajny. Wszędzie blisko, ładnie, hotele dobre, rynek z klimatem. Wycieczki, wróżące/oszukujące cyganki, wyśmienite piwo i kawa, oraz przemili ludzie. Do tego cisza i spokój wiekowego miasta, które leży z dala od szlaków, i w którym nikt się nie spieszy. Nawet buty, które zaczęły zjadać mi stopy, nie popsuły humoru. Następnym razem będę jednak pamiętać, że na wycieczkę nie zakłada się nowych butów :) 

W hotelu zapraszali nas, by następnym razem przyjechać z dziećmi i psami (tak, istnieją jeszcze fajne miejsca, gdzie dzieci i zwierzęta traktuje się normalnie - np. Król Kazimierz). Ot, taka błoga nieświadomość zapraszania do siebie klęski żywiołowej. 
Wiem, co piszę. Rodziców - dorosłych ludzi, którzy wychowali dwójkę dzieci - jeszcze nigdy nie widziałam tak szczęśliwych jak w chwili, gdy wróciliśmy. 
























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz