piątek, 3 października 2014

Uwolnić loki


Jesień to trudna pora roku. Szybciej zapada zmrok, poranki stają się chłodne i nie zachęcają do wstawania, depresje czyhają, wirusy szaleją... Do tego asortymentu jesiennych "radości" od dwóch lat dołączyły "życzliwe", które umilają mi życie pytaniem: "A w główkę mu nie zimno"?


Jak tylko nadchodzi wrzesień i pierwsze delikatne obniżenie temperatury, od razu wylegają na ulice i czyhają na swoje ofiary. Kiedy tylko w ich polu widzenia pojawia się kobieta z dzieckiem bez nakrycia głowy przystępują do ataku. Najpierw usypiają czujność szeregiem zwyczajowych pytań: "chłopiec, czy dziewczynka?", "ile ma lat?", "chodzi już do przedszkola?". Po czym znienacka atakują: "a w główkę nie jest mu zimno?". Oczywiście wspomagają atak spojrzeniem pełnym współczucia (dla dziecka) i dezaprobaty (dla matki).

Nie spotkałam się jeszcze z mężczyzną, którego interesowałoby samopoczucie moich synów w tym temacie. Zawsze są to kobiety. I najczęściej matki, bo często dodają, że one to swoim dzieciom w taką pogodę czapki zakładały. Zawsze zakładały.

Za każdym razem rozum podpowiada, żebym odpowiedziała jednym słowem. Ale serce każe się tłumaczyć. Bo moje dzieci od urodzenia nienawidzą nakryć głowy. Franek odmawiał noszenia czegokolwiek od kiedy skończył mniej więcej 10 miesięcy i opanował sztukę "oczyszczania" głowy ze zbędnych przedmiotów. Wszystkie czapki były zrzucane w przeciągu 5 sekund. I nieważne jak były mocowane. Te wiązane pod brodą też zrzucał. Dopiero w siarczyste mrozy akceptował założenie kaptura. I to był cały kompromis, na jaki mogliśmy liczyć.

Kajtek okazał bardziej liberalne podejście do nakryć głowy. Ale miłość braterska Franka nie pozwalała mu zaakceptować czegokolwiek na głowie brata. Więc nawet jeśli młodszy wyszedł na spacer w nakryciu głowy, to starszy bardzo szybko pozbywał się znienawidzonej części garderoby. Nie była to spontaniczna, ale przemyślana reakcja w wyczekanym momencie. Czapki lądowały więc pod kołami wózka, czy w zakamarkach ulicy (potem było przeczesywanie dzielnicy, bo to był prezent od dziadka) albo w fontannie.

Teraz podjęliśmy kolejną próbę. Dostaliśmy piękne czapki od Broel i postanowiliśmy walczyć. Nie było łatwo. Kajtek od razu zaakceptował swoją czapkę pilota i dumnie popylał w niej po całym parku, robiąc furorę i łamiąc serca niewieście. Za to z Frankiem nie było już tak lekko. Tłumaczenie trochę pomogło, ale pełen sukces osiągnęliśmy dopiero, gdy zajęliśmy mu ręce nową piłką :) Także plan na zimę jest taki, żeby co tydzień kupować mu nową piłkę, wtedy może unikniemy głupich pytań :)

















Obie piękne czapki znajdziecie tu: www.broel.com.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz