X edycja targów mody Misz-Masz za nami. W Blue City nie zachwycały tylko piękne rzeczy, to impreza ludzi pełnych pasji, to trudne spotkanie z pokusą błyskawicznego bankructwa.
Mimo szczerych chęci oporu i silnej woli uległam. Kilka rzeczy tak głośno mnie nawoływało, że musiałam się zlitować i zabrać je do domu.
Malinowe Pole
Czyli ubrania z przesłaniem. W naszym pięknym kraju wszyscy znają się na polityce i wychowaniu dzieci. I nie krępują się dzielić wiedzą. Napis na body dziecka: "Moja mama nie potrzebuje twoich rad" powinien załatwić sprawę.
Dla mniejszego potwora o szybkości filmowej "maski", odporności terminatora i żołądku o pojemności porównywalnej z oceanicznym tankowcem - wybrałam body z jego życiowym credo, czyli:
Lous
Od jakiegoś czasu kusiła mnie sukienka w kolorze przepięknego zimnego beżu. Okazało się, że z tego samego materiału są też bluzki dla dzieci. Cena nie jest zachęcająca (90 zł), ale macanie mnie przekonało. Zresztą nie tylko mnie - jest to jedna z niewielu rzeczy w dziecięcej szafie, którą zachwyca się ojciec potworów.
Equipobag
Czyli wreszcie mój aparat ma nie dość, że porządny, to również ładny pasek.
Biżuteria z talerzy
Wiosna już wisi w powietrzu. A jeszcze lepiej będzie wyglądać w uszach.
I na koniec pewne zwierzę, które kusi mnie od dłuższego czasu. Na razie dzielnie się opieram, ale jak długo można odmawiać lamie? Oto marshmallow i ich przegenialne dresy:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz