poniedziałek, 25 listopada 2013

Czas odkurzyć bombki



Proszę Państwa, wzięło i mnie. Nie powinnam się do tego przyznawać nawet szeptem w ciemnej piwnicy, a co dopiero publicznie. Ale trudno, wzięło mnie na tyle, że się nie powstrzymam.

Ogarnęła mnie gorączka świąteczna. Długo się opierałam. A pierwsze symptomy zauważyłam mniej więcej miesiąc temu wraz z pojawieniem się czekoladowych mikołajów na półkach w Lidlu (czy jak to mówią niektórzy: w Lidrze). Udało mi się przejść obojętnie. Później, co jakiś czas,  kusiły bannery z mikołajami, reniferami i  choinkami. Byłam dzielna. Ale w tym tygodniu gorączka mnie pokonała. Weszłam do Obi. I tam zupełnie przypadkowo (taaa...) trafiłam na cały dział ze świątecznymi pierdołami. No i mnie wzięło (rozumiecie: ONE DO MNIE MÓWIŁY!). Początkowo tylko oglądałam i nawet większość mi się nie podobała. Ale jak zobaczyłam malutkie drewniane ozdoby w kształcie zabawek:

   
I te w kształcie ciastek:



coś się we mnie złamało :) I pięć tygodni przed świętami dałam się ponieść konsumpcjonizmowi w najgorszym wydaniu. Bo bardzo szybko w innym sklepie wypatrzyłam kolejne ozdoby, tym razem słomiane:



Po przyjściu do domu zrobiłam wyciągnęłam zakurzone pudło z ozdobami i zrobiłam szybką inwentaryzację. I postanowiłam, że reszta ozdób będzie handmadowa.



Marzy mi się duża choinka, obwieszona koślawymi łańcuchami, bombkami pamiętającymi dzieciństwo dziadków, ręcznie zrobionymi piernikami i innymi łakociami, które ginęłyby w niewyjaśnionych okolicznościach. Szczytem marzeń byłyby na niej normalne świeczki, ale aż tak odważna nie jestem.
Nie wiem skąd mi się wziął taki zapał. Pewnie to hormony (od czasu urodzenia dzieci tak sobie tłumaczę większość swoich dziwnych zachowań ;)). Może niedosyt z zeszłorocznych świąt, kiedy na wszystkie przygotowania mieliśmy całe dwa dni (wiecie co się dzieje na stoisku z lampkami w Auchan dzień przed wigilią? na własne oczy widziałam co najmniej 5 kandydatów do MMA)? A może po prostu dzieci uruchomiły tęsknotę za świętami pamiętanymi z dzieciństwa? Z rytualnym ubieraniem choinki, sklejaniem ogromnego łańcucha, robieniem pierników, lepieniem dekoracji z masy solnej, wypatrywaniu pierwszej gwiazdki... Nawet tłok w sklepach był czymś fajnym, bo oznaczał nadchodzące święta. Potem wszyscy wkroczyliśmy w wiek dojrzały, na święta zaczęliśmy przyjeżdżać w ostatniej chwili, więc omijały nas te cudne przygotowania. W wynajętym mieszkaniu często brakowało nawet choinki, bo w sumie po co? I tak z roku na rok coraz mniej fajne były te święta.
No, ale dzieci te stare zakurzone bombki choinkowe wyciągają ze strychu domu, a także z zakurzonych zakamarków naszej pamięci. I magia świąt wraca :)

2 komentarze:

  1. No i pięknie, widzę że nie ja jedna przepadłam przed świątecznie ;) A choinkę, to widzę, że całkiem podobną będziemy miały. Tylko rozmiarem pewnie niższa... Lux ozdóbki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwielbiam takie rustykalne ozdoby :) Przeszłam też oczywiście etap "sklepowych" choinek: 2 kolory identycznych bombek, 1 wzór łańcucha... Ale na szczęście mi przeszło :)

      Usuń