piątek, 16 maja 2014

Jak nie urok...


...to rotawirusy. To był ciężki tydzień. Rozchorowaliśmy się w trójkę, biedny ojciec rodziny musiał nas obsługiwać, karmić, podcierać. No dobra, tylko dwójkę podcierał.




Ale nawet jego fachowa i troskliwa opieka nie uchroniła Franka przed bliższym zapoznaniem się z systemem opieki szpitalnej. Na szczęście po kilku dniach nawadniania jest już w domu. I po tym męczącym tygodniu, po tym stresie i strachu powoli wracamy do normalności. Znowu mamy siłę wychodzić z domu. Dzieciaki odzyskały humory. A ja pierwszy raz od tygodnia wzięłam aparat do ręki (zdjęcia dziecka podłączonego do kroplówki na pewno ślicznie by wyglądały w czerni i bieli, ale sorry, to nie mój klimat). I tak powoli, jeszcze ostrożnie, znowu cieszymy się wiosną. No i stęsknione gołębie też się cieszą.
























2 komentarze:

  1. Jejku,współczuję :( Straszne choróbsko,strasznie wyczerpujące ;/

    Dobrze,że już wszystko wraca powoli do normalności ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okropne. Wymęczyło nas strasznie. Oby nigdy więcej :)

      Usuń