poniedziałek, 26 maja 2014

Jarmark Tumski

Większość weekendu spędziliśmy na Jarmarku Tumskim, przegrzebując kolejne stoiska, przeciskając się przez tłumy ludzi i próbując nie zgubić dzieci.

Mimo, że większość stoisk przypominała odpust w małej miejscowości, mimo strasznego ścisku i upału, było bardzo fajnie. Takie klimaty zawsze przypominają mi Jarmark Dominikański i wakacje spędzane w trójmieście. Ten płocki oczywiście nie może porównywać się z gdańskim, ale i tak kilka perełek w tym zalewie szitu można było znaleźć.
Głównie wypatrywaliśmy stoisk z jedzeniem (chyba to z bałkańskim pobiło konkurencję na głowę) i z handmade'owymi zabawkami. Było tam wszystko: psy, koty, króliki, smoki, konie... Do mnie uśmiechał się cały czas jeden z kotów. W piątek byłam dzielna. W sobotę też. Ale w niedziele rano spojrzałam jeszcze raz na niego... i poległam. Wrócił ze mną do domu.
A moje starsze dziecko przepadło jak zobaczyło świnkę Peppę i Georga. Wszystkie atrakcje, kataryniarze, darmowe cukierki i balony, wszystkie pozostałe 600 stoisk mogło się zwijać. Takiego zachwytu w jego oczach jeszcze nie widziałam.
Były to bardzo fajne trzy dni. Ale bardzo się cieszę, że już się skończyły i wszyscy ci ludzie pojechali do swoich domów. Wreszcie mogę spokojnie wyjść na spacer.


















































2 komentarze:

  1. Jeej ta oranżada,te wiatraczki od razu mi się skojarzyło z moim dzieciństwem i dawnymi czasami :) aż tak jakoś tęskno za tymi czasami.

    Sama bym się tam zatraciła bez pamięci,uwielbiam taki klimacik :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Klimat jest mocno wiejski, ale ma to swój urok. Można poczuć się kilkanaście lat młodszym ;)

      Usuń