Czy z małymi dziećmi jesteśmy skazani na siedzenie w domu oraz ambitne rozrywki typu Świnka Peppa i plucie obiadem na odległość? Tego najbardziej obawiałam się zachodząc w ciążę: że na najbliższe kilka lat będę wykluczona z jakiegokolwiek życia społeczno-kulturalnego.
Na szczęście nie jest tak źle. Z dziećmi da się wyjść do restauracji, muzeum. Można nawet zdecydować się na ryzykowny krok i spróbować z dwójką potworów spędzić noc (no dobra, bardziej wieczór) muzeów.
Nie jest to najłatwiejsze zadanie. Synonimem nocy muzeów jest kolejka i tłumy, nawet w średniej wielkości mieście. Do wielu atrakcji nie da się dopchać z wózkiem, wiele trzeba odpuścić ze względu na liczbę innych zwiedzających. A jeszcze nasze najmniejsze słodkie dziecko próbuje wszystko swoim słowiczym głosikiem zagłuszyć. Zdarza się też bardzo intensywnie okazywane zainteresowanie sztuce, które o włos nie kończy się zniszczeniem dzieła poprzez rzucenie się na nie.
Ale mam wrażenie, że z każdym wyjściem do ludzi jest coraz lepiej. Dzieci zaczynają łapać zasady pokojowego współżycia w miejscach publicznych. Odbywa się to nieraz kosztem naszego stresu, kosztem setnego tłumaczenia tego samego, kosztem zirytowanych spojrzeń mniej odpornych na dzieci.
Jednak warto się starać ucywilizować najmłodsze pokolenie. Bo dzięki temu można w taką noc jak wczoraj zapakować jednego w wózek, drugiego złapać za rękę i razem z połową miasta zwiedzać ciekawe miejsca. A nie spędzać kolejnego wieczoru ze świnką Peppą.
zdjęcia super
OdpowiedzUsuńDzięki :*
Usuń