wtorek, 3 czerwca 2014

Klauzula głupoty

Jestem opóźniona. Wstyd się przyznać (bo to podobno ostatnio oznaka szpanu), ale nie mamy w domu telewizora. I to nie dlatego, że jesteśmy lepsi, mądrzejsi i brzydzimy się medialną papką. Powód jest dużo bardziej prozaiczny: przy projektowaniu mieszkania trochę się walnęłam w obliczeniach i telewizora nie dało się powiesić tam, gdzie zaplanowałam. Więc odpuściliśmy temat i nauczyliśmy się żyć bez. A jak mamy chwilę zwątpienia i jesteśmy w połowie drogi do MediaMarktu zaczynamy sobie powtarzać, że to przecież dla dobra dzieci.



No więc brak telewizora oznacza lekkie opóźnienie w znajomości njusów. Nie jestem na bieżąco z żółtym paskiem tefałenu (ani żadnym innym) i dowiaduję się o różnych rzeczach jak już wszyscy przestają o tym mówić. Teraz też jest podobnie. Bowiem dopiero odkryłam "deklarację sumienia". Wszyscy zdążyli już skomentować, niektórzy pewnie odbyli nawet w tej intencji walki honorowe, a do mnie dopiero dotarło. Że w świeckim kraju, w państwowej instytucji, ktoś chce mieć prawo odmówienia mi świadczenia usług. Za które zapłaciłam i co miesiąc płacę. Nie są to jakieś mało ważne usługi. Chodzi o moje zdrowie i życie.

Lekarze chcą mieć prawo odmówienia wykonywania zabiegów, które są niezgodne z ich sumieniem. Głównie chodzi o wykonywanie aborcji i eutanazji (które przecież są tak masowe i częste, że można mieć problem). Twierdzą, że państwo nie może ich zmusić do wyrzekania się wiary.

I tu mnie siepnęło. Najpierw dlatego, że okazało się, że według tych lekarzy bezprawnie używam organów, które są sacrum. I nie mam prawa mieć dzieci. Powtarzam, to wszystko dzieje się w świeckim państwie. Wszyscy Ci lekarze wybierając się na studia medyczne (za które pewnie zapłaciło państwo) i wybierając później specjalizację wiedzieli, że część obowiązków będzie godzić w ich sumienie i będzie niezgodne z wiarą. Po kiego się więc tam pchali? Jeśli jednak marzyli o tym pięknym zawodzie, a jedynie ten drobny szkopuł im przeszkadza, to po kiego pchają się do państwowych szpitali, które mają zakontraktowane takie zabiegi?

Jeśli chcą pracować zgodnie ze swoimi przekonaniami, to niech wprowadzą je do swoich prywatnych gabinetów. "Obsługujemy jedynie dziewice. Reszta Pań proszona jest o akt ślubu i zaświadczenie od proboszcza. Nie przepisujemy antykoncepcji, ale przeprowadzimy Cię przez tajniki kalendarzyka małżeńskiego." I ok, mają do tego prawo. Kto chce wybierze ich gabinet. Reszta pójdzie do innego lekarza.

Ale nie zgadzam się na wprowadzenie aspektu wiary do publicznej przestrzeni, jaką jest szpital. Skąd mam wiedzieć, na jakiego lekarza trafię? W święta dyżuruje często tylko jeden. I co, odmówi wykonania zabiegu, na który nie pozwala mu wiara? A ta sama wiara pozwoli mu na narażenie życia pacjenta?

Zresztą jeśli to tak zacznie działać, to za chwilę ktoś odmówi ze względu na wiarę przetoczenia krwi. A w religijne święta i niedziele szpitale będą działać bez personelu.

Kto postawi granicę? Czy tylko aborcji, eutanazji i wypisania środków antykoncepcyjnych lekarze będą mogli odmówić? Jaką będę mieć pewność, że w szpitalu lekarze zaopiekują się moimi bliskimi wykorzystując cały arsenał dostępnych metod leczenia, a nie tylko ten, na który pozwala im wiara?

Jeśli rzeczywiście dojdzie do wprowadzenia w życie tej klauzuli, życzę sobie, by ci lekarze byli w jakiś sposób oznaczeni. Bo mam prawo nie chcieć i bać się korzystać z ich usług.

Poza tym jeśli położnicy i ginekolodzy tak bardzo chcą wprowadzać swoją wiarę w mury szpitalne, to może zaczną od godności i szacunku dla drugiego bliźniego? Może zajmą się wprowadzeniem takich procedur, żeby poród w państwowym szpitalu nie był dla nikogo traumą? A jak już oddziały ginekologiczne będą promieniowały dobrocią i miłością do pacjentek, to niech wtedy dopiero zastanawiają się, co jeszcze ulepszyć.

2 komentarze: