piątek, 25 kwietnia 2014

Czy dzięki temu poradnikowi zostaniesz "Mamarazzo"?


Od kiedy stałam się szczęśliwą posiadaczką lustrzanki próbuję jakoś ujarzmić swój sprzęt. I robić zdjęcia, które nie straszą.


Nie mam czasu na kursy fotograficzne. Wiedzy szukam najczęściej w internecie. Ale z chęcią przeglądam też poradniki i staram się z nich nauczyć jak najwięcej.

O "Mamarazzi. Fotografowanie dzieci. Poradnik dla mam" czytałam w internecie kilkakrotnie. W stacjonarnych księgarniach nie udało mi się nigdzie znaleźć. Ale zachęcona pozytywnymi ocenami zamówiłam książkę i czekałam spokojnie licząc, że już niedługo moje umiejętności fotograficzne znacząco się poprawią.

Na co liczyłam? Że dowiem się jak robić np. takie zdjęcia:


Albo inaczej, co stoi za takim zdjęciem? Sprzęt? Umiejętności fotografa? Odpowiednie światło? Wszystko?

Kupując poradnik miałam niewielkie, półroczne doświadczenie. Znałam zasady prawidłowej ekspozycji. Wiedziałam co to ISO, przysłona, czas naświetlania. Ale nadal raczkowałam. Nie znałam się kompletnie na całym sprzęcie typu lampy, filtry, blendy, itp.

Szukałam podręcznika, który podpowie mi jaki efekt czym mogę uzyskać. W jakich warunkach jaki sprzęt się przyda. Na co warto wydać pieniądze, a co jest tylko zbędnym gadżetem. I najważniejsze: czy żeby robić dobre zdjęcia najpierw trzeba zainwestować grube pieniądze?


Autorka książki ma ambicję przedstawienia czytelnikom wszystkich najważniejszych aspektów fotografii w sposób przystępny i lekki. I tu pojawia się pierwszy problem - tematów do omówienia jest dużo, przez co każdy z nich zostaje delikatnie "liźnięty", po czym przechodzimy do następnego. I mimo, że książka na pierwszy rzut oka wydaje się być gruba, nie dajcie się zwieść - duże zdjęcia i niemała czcionka bardzo ładnie potrafią wypełnić prawie 300 stron, co ma jeden plus - można przez nią przejść bez problemu w dwa wieczory.

Książka wprowadza czytelnika w takie aspekty jak ustawianie ekspozycji (i związane z tym pojęcia czułości, czasu naświetlania i przysłony), kadrowanie (zasada trójpodziału), rodzaje dostępnych na rynku akcesoriów (w tym aparatów) fotograficznych, czy ogólne porady, jak zrobić dobry portret. Wiedzy jest sporo i żeby początkująca osoba mogła się nie pogubić, powinna przeczytać każdy rozdział co najmniej kilka razy.

Ale chwila, czy ta książka nie miała być poradnikiem dla mam fotografujących dzieci? No w sumie jest, ponieważ wszystkie te rzeczy autorka zgrabnie prezentuje na przykładzie zdjęć robionych dzieciom, zwracając się bezpośrednio do mam (tak, jeśli jakiemuś tatusiowi przyjdzie do głowy przeczytanie tego poradnika, będzie musiał na czas czytania książki zapomnieć, jaką płeć prezentuje ;) ).


Kolejne strony uświadamiają nam, że fotografia jest prostsza niż myślimy, aparat nie gryzie, a dobre zdjęcie można zrobić nawet komórką, a większość akcesoriów (typu blenda, dyfuzor itp.) lepiej zrobić samemu, niż wydawać na niego kasę, po czym... dostajemy spis gadżetów, na które warto wydać kasę. Chwila, to w końcu jak?

Autorka opisując lustrzanki nie wspomniała również  o tym, że nowoczesne lustrzanki cyfrowe dzielą się na pełnoklatkowe i niepełnoklatowe, a różnica między nimi potrafi być kolosalna (szczególnie w cenie).



Jest jeszcze jedna rzecz, właściwie drobiazg, który zwrócił moją uwagę. Każde zdjęcie ma opis parametrów ustawionych na aparacie podczas robienia zdjęcia. Mamy więc czułość, czas wyzwolenia migawki i przysłonę. Brakuje jednak jednej, zasadniczej rzeczy: ogniskowej! Co z tego, że mamy informację, że zdjęcie zostało wykonane na przysłonie f/2.8, skoro użycie takiego parametru przy różnych obiektywach da nam inny efekt? Autorka przy większości prezentowanych zdjęć używa (tak zakładam) drogiego obiektywu 70-200/2.8. Po ustawieniu maksymalnej ogniskowej i użyciu przysłony f/2.8 uzyskamy bardzo ładne rozmycie obiektu fotografowanego. Teraz weźmy obiektyw standardowy o ogniskowej 50 mm i ustawmy tę samą wartość przysłony. I co? Już nie tak ładnie. Niby szczegół, ale znaczący.


Żeby nie było, że sama krytyka płynie z mej klawiatury, należy także co nieco napisać o jasnych stronach książki. Przede wszystkim, jak już wspomniano wcześniej, poradnik czyta się naprawdę szybko, jest napisany prostym językiem, a pióro autorki jest lekkie. Nie rzuca skomplikowanymi pojęciami, algorytmami czy innymi nieprzyjemnościami - wszystko wytłumaczone jest tak, jak powinno. Jak chłop krowie. Co jakiś czas pojawia się wywiad z innymi, profesjonalnymi fotografami, którzy tłumaczą kwestię fotografii (szczególnie dziecięcej) tak, jak sami to rozumieją. 

Reasumując, książka się nie nudzi i faktycznie, jeśli ktoś nie zna podstaw fotografii, co nieco pojęć fotograficznych zdoła dzięki niej liznąć. Jeśli ktoś jednak zna podstawy lub chciałby je przyswoić w trochę większym stopniu - zdecydowanie polecam serię książek Bryana Petersona - jest tam dużo więcej konkretów możliwych do zastosowania w bardziej ogólnych sytuacjach niż tylko w fotografii dziecięcej.


Jeśli chodzi o moje osobiste odczucia... Zawiodłam się. W książce jest zdecydowanie za mało konkretów, a za dużo ogólników. Jak na książkę traktującą tylko o jednym rodzaju fotografii jest raczej słabo. Można traktować ją raczej jako inspirację, lecz przecież w internecie można znaleźć dużo więcej świetnych zdjęć dzieci, z których można ją czerpać. Ale jest też możliwość, że się nie znam i właśnie przeczytaliście najdłuższy bezsensowny post w swoim życiu... Jeśli chcecie się przekonać, chętnie prześlę swój egzemplarz dalej - zgłoście tylko chęć w komentarzu na moim fanpage'u. W razie większej ilości chętnych, decyzję o zwycięzcy podejmie czterozębna maszyna losująca :)

4 komentarze:

  1. zaciekawiłas mnie ta książka! Fotografia to ostatnie moje hobby i powiem szczerze, ze teraz poluje na nowy aparat, myślę o Nikon D3100". obiektyw osobno nadal mam dylemat do niego... Fotografia dziecięca jest tak fascynująca dla mnie... biegający moj mały brzdąc czasem nie daje mi złapać sie w klatkę aparatu w moim telefonie - a wiadomo każda chwila jest dla mamy ważna... Wiec moze mi sie uda schwytać twa książkę i bedzie mi pomocna😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. D3100 ma jedną wadę - nie ma śrubokręta. Co oznacza, że będziesz musiała kupować droższe obiektywy (jeśli zależy Ci na autofokusie, a jeśli chcesz fotografować Małego Uciekiniera, to raczej tak ;)) Ja mam Nikon D90 i w zupełności mi wystarcza :) Fajnym obiektywem jest 50 mm, f/1.8. Nie jest bardzo drogi, świetnie nadaje się do portretów, dzięki niemu będziesz miała ładne rozmycia na zdjęciach. Jedynie z robieniem zdjęć architektury jest ciężko, bo jest wąski. Ale można sobie radzić. 80% zdjęć na blogu jest robionych właśnie takim obiektywem :)

      Usuń
    2. Dziekuje za info😊 w takim razie bede rozglądać sie za aparatem który mi proponujesz;) Dziekuje bardzo😊

      Usuń
    3. Napisz do mnie proszę wiadomość prywatną na fb ;)

      Usuń