Uwaga, ostrzegam: uzależniają. Pierwszą porcję upiekłam w czwartek. W piątek rano chciałam im zrobić zdjęcia na bloga. Nie zdążyłam. Nie przetrwały. Drugą porcję upiekłam w niedzielę rano (zostałam do tego zmuszona groźbami i szantażem). Zdjęcia zrobił mój brat, kiedy jeszcze były gorące. Fotografował je w asyście jęków i ponaglania.
Także robicie je na własną odpowiedzialność.
Muffinki są miękkie i wilgotne w środku. Przepysznie pachną cynamonem. Przepis jest prosty i banalny. Ze spokojem i godnością znosi wszelkie modyfikacje.
Potrzebujemy:
- 4 jabłka,
- 4 jajka,
- pół szklanki oleju,
- pół szklanki zmielonych orzechów (u mnie włoskie),
- garść namoczonych rodzynek,
- 2 szklanki mąki (u mnie 1 pszennej i 1 orkiszowej, ale może być sama pszenna),
- 1 szklanka cukru,
- łyżeczka proszku do pieczenia,
- łyżeczka cynamonu.
- Jajka ubijamy z cukrem i olejem
- Przesiewamy mąkę, proszek do pieczenia i cynamon. Mieszamy.
- Do jajek dodajemy mąkę, orzechy, rodzynki i starte na grubej tarce jabłka. Mieszamy
- Napełniamy papilotki (tak do 3/4 wysokości)
- Wstawiamy do nagrzanego do 180 st. C piekarnika i pieczemy, aż nam się ładnie zarumienią (około 20 minut)
- Wyjmujemy z piekarnika
- Możemy posypać cukrem pudrem (lub nie)
- Próbujemy poczekać z konsumpcją, aż wystygną
Minimum wysiłku, maksimum efektu. Muffinki wychodzą zawsze. Ale jak mają nie wyjść, jak ma się takiego pomocnika.
Boziuuuu :D
OdpowiedzUsuńMuszą być uzależniające, koniecznie ;)
Polecam :)
Usuń