poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Rodzice do przechowalni


Przeczytałam tekst  "Całodobowy plac zabaw" w Wysokich Obcasach i zrobiło mi się niedobrze. Kto nie czytał - niech nadrabia. Link



W pierwszej chwili pomyślałam, że to musi być jakiś margines. Że przecież normalni ludzie tak się nie zachowują. Ale później zaczęły mi się przypominać inne wydarzenia.

Czytałam kiedyś, jak Alicja Bachleda-Curuś opowiadała, jak ją Colin zabrał niedługo po urodzeniu dziecka na wakacje tylko we dwoje. I jak ona strasznie tęskniła za dzieckiem. Ale po kilku dniach jej przeszło. Bo przecież to dla dobra związku. Czy się opłacało, czas pokazał.

Potem pojawiło się wspomnienie wywiadu z Wojtkiem Wieteską. Odszukałam w odmętach internetu. Szczególnie ten fragment utkwił mi w pamięci: "Trzy miesiące przed porodem zatrudniliśmy nianię. Miała się pojawić w domu dzień po powrocie Agaty i dziecka ze szpitala, żebyśmy mogli wieczorem pójść na imprezkę... [...] Wtedy byliśmy przekonani, że pojawienie się Kuby nie będzie oznaczało, że coś się w naszym życiu skończyło. Dziś mogę ten czas podsumować tak: im był mniejszy, tym było fajniej. [...] Jak Kuba zaczynał płakać, wkraczała opiekunka i nosiła go po mieszkaniu. Dzięki niani niczym bohaterowie XIX-wiecznej powieści funkcjonowaliśmy tak jak przed pojawieniem się dziecka." Cały wywiad: link Ten wywiad strasznie mnie uwierał. Wtedy nie wiedziałam jeszcze, dlaczego.

Przypomniałam sobie historie osób odpowiedzialnych za animacje w hotelach. Gazeta.pl opisywała, jak rodzice płacili ekstra kasę i zostawiali dziecko pod opieką obcej osoby przez cały pobyt. Mamusia wpadła tylko raz popatrzeć przez chwilę na śpiące dziecko. Link

Pojawił mi się przed oczami też obraz znajomych młodych rodziców, którzy zostawili pod opieką babci kilkutygodniowe dziecko i pojechali na wakacje. Mimo, że młoda mama przeryczała pół drogi z tęsknoty za synkiem. Bo przecież im się należało.

Słyszałam też o parze, która zostawia swojego kilkumiesięcznego synka pod opieką babci w weekendy i przez dwa dni imprezuje. W tygodniu za to ich dziecko spędza całe dnie w żłobku.

Wszyscy Ci ludzie dbają o swoje dzieci. Maluchy nie latają w niegustownych rajstopkach. Mają tony zabawek, ładne ubranka, śliczne pokoje. Mamusie wstawiają słodkie zdjęcia swoich "misiów', "słoneczek", "skarbów" na fb regularnie.

Wiecie, co ich jeszcze łączy? Hasło: szczęśliwa mama, to szczęśliwe dziecko. Piękna idea, która miała przeciwstawić się cierpiętniczemu obrazowi matki polki w poplamionych dresach i z tłustym włosem przeszła jakaś koszmarną metamorfozę. Teraz za wieloma maluchami pozostawionymi bez najbliższych osób, w obcych miejscach, stoi właśnie ten slogan. Bo przecież rodzice muszą mieć czas dla siebie. Bo przecież mama musi się rozwijać. Nasze życie po narodzinach dzieci nie powinno się zmienić. Nadal powinniśmy podróżować, odwiedzać restauracje, spotykać się ze znajomymi.

W ciąży większość osób wierzy w to, że tak się da. Dziecko na pewno będzie grzeczne, od początku dobrze wychowane i da się je włączyć w te wszystkie czynności. Po narodzinach kończy się ta wizja. Są owszem dzieci spokojniejsze. Takie bez kolek, potrafiące wytrzymać więcej. Ale i one mają swoje potrzeby i humory. Wygodniej jest dziecko zostawić w przechowalni, niż zrezygnować ze swojego poprzedniego życia i odmówić sobie rozrywek.

Nie piszę o sytuacji, w której mama musi wrócić do pracy, bo dziecko jednak kosztuje. I nie chodzi o zarabianie na ekstra ciuchy i wakacje w tropikach. Chodzi mi o te wszystkie sytuacje, w których nie ma potrzeby zostawiania dziecka. Nie wyobrażam sobie co musi czuć kilkumiesięczne dziecko zostawione na kilka dni bez mamy. Ono raczej nie jest w stanie zrozumieć, że mama wróci za kilka dni. Pojęcie przyszłości jest dla takich maluchów abstrakcyjne.

W tej całej historii straszne jest, że ludzie, którzy są w stanie zapewnić dziecku materialnie wszystko, nie mają dla niego krzty empatii, czyli tego co najważniejsze i na pewno - dużo ważniejsze od np. nowych ubrań z najnowszej kolekcji Mini Rodini.

Są takie dni, że sama z chęcią oddałabym swoje dzieciaki na kilka godzin do jakiejkolwiek placówki. Gdy marzę o wyjeździe tylko we dwoje, bez towarzystwa jęków, kup i 30 kg bagażu. Tyle, że wtedy sobie przypominam, że te dzieci są beznadziejnie uzależnione ode mnie. Że jestem ich całym światem. I ich istnienie to była moja decyzja. I zajmowanie się nimi jest moim obowiązkiem. I że to szczęśliwe dzieci są najważniejsze.

5 komentarzy:

  1. Nie często jest tak, ze czytając czyjaś wypowiedz, zagaszam się z nią bezwarunkowo - ale w przypadku Twojego posta właśnie tak jest. Tez nie raz mam ochotę mieć czas tylko dla siebie i być choć przez chwile egoistka, ale kiedy taka sytuacja mi się zdarza wtedy zamiast czuć się zrelaksowana to jest mi po prostu bardzo źle - nie, to nie jest jakieś tam poczucie winy czy instynkt Matki Polki - tak jak wspomniałaś istnienie Inki to moja decyzja. Owszem mam złe humorzaste dni, chodzę tez czasem to kosmetyczki na samotny spacer czy na kawę do znajomych i nie mam wyrzutów wtedy (choć myślę o tym co Inka robi z Tata). Jednak nie wyobrażam sobie zostawienia dziecka z powodu mojego widzi mi się pod opieka obcych na wakacjach czy tez malucha zostawić na dwa tygodnie i wyjechać na wakacje czy wybyć na imprezę )oczywiście pomijam fakt, ze ktoś musi iść do pracy lub zaistniały inne WAŻNE sytuacje). Dziecko jest NASZE i to MY mamy je wychować i się nim opiekować - ja osobiście mam wiele skrajnych uczuć i emocji w sobie ale zawsze kieruje się dobrem i szczęściem dziecka a w moim mniemaniu jest ono szczęśliwe wtedy kiedy jest ze mną i z Tata - nie ważne gdzie ważne ze razem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba w tym wszystkim chodzi o złapanie balansu. Tak, żeby dzieci były szczęśliwe i zadbane (przede wszystkim emocjonalnie) i żebyśmy my nie zwariowali.

      Nie wyobrażam sobie wakacji bez dzieci. Ale często zostawiam je na godzinę, dwie z dziadkami, żeby nie ciągać ich po supermarkecie. Chodzę do kosmetyczki, fryzjera. Wtedy dzieciaki zostają z tatą. Jak byłam w ciąży z drugim dzieckiem, przez kilka dni leżałam w szpitalu. Starszy, wtedy ponad roczny, był z tatą, albo z moimi rodzicami. Czyli pod doskonałą opieką. A i tak ryczałam strasznie, bo przecież dziecko tak małe nie rozumiało, co się dzieje.

      Z moich obserwacji rodziców opisanych w tekście wynika, że oni są przekonani, że ich potomstwo ma wszystko. A oni są doskonałymi rodzicami. I to jest najsmutniejsze.

      Usuń
  2. Od zawsze powtarzałam, że kiedy stajemy się mamami musi nauczyć się być też egoistkami, aby nie zatracić się w rodzicielstwie. Mieć swoje zainteresowania, pasje bo człowiek nieszczęśliwy nie może być w pełni dobrym rodzicem. Nie poświęcać się wyłącznie dzieciom. I tu jest to najważniejsze słowo " poświęcać" się. To o czym piszesz wydaje mi się dotyczy rodzin, gdzie dzieci pojawiły się bo tak wypada lub w sytuacjach, gdy matka jest typową pipą i nie potrafi brodzić swoich racji i dobra dzieci. Chociaż czasem mam dość słuchania ciągłego " mamuś", tęsknie za córką gdy tylko zamkną się za nią drzwi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba znaleźć równowagę, to prawda. Przegięcie w każdej stronę jest szkodliwe. Ostatnio mam wrażenie, że za bardzo modne stało się prowadzenie życia jak przed dzieckiem, kosztem maluchów.

      Usuń
    2. To chyba wina tej dopiero zdobytej przez kobiety niezależności. Wiesz możemy robić karierę, wmawia nam się, że powinnyśmy być lepsze od mężczyzn w każdej dziedzinie. W pogoni za zdobywaniem męskich atrybutów porzucamy dzieci w przechowalni :(

      Usuń